- To nie jest twoja wina, nie przepraszaj. Nie dlatego wyjechałam..
___________
Nasza rozmowa właśnie na tym się skończyła.
Justin dzwonił tak często jak się dało, pytając co u mnie. To przecież słodkie. Chciałabym z nim porozmawiać, i powiedzieć o tym wszystkim, czego o mnie nie wie. Przecież ja go ciągle okłamuję! Tęsknię za nim.
- Mam świetną wiadomość!! - Do pokoju wpadł rozweselony Brad. Prawdopodobnie moje towarzystwo sprawiło, że chłopak przestał przejmować się losem, jaki go spotkał.
- tak? - Spojrzałam na niego zainteresowana.
- Mam tu kilku znajomych. Chcę urządzić imprezę. Tutaj. - Oznajmił. Koszmar, nie byłam na imprezie praktycznie rok, a imprez mam dosyć, przez to wszystko co działo się ostatnio.
- Zgadzasz się? - Spytał po chwili.
- To twój dom.
- czyli się zgadzasz? - Zadał kolejne pytanie, po czym poszedł dzwonić do wszystkich, żeby ich zwołać na dzisiejszy wieczór. Dobrze, że mam osobny pokój. Prawdopodobnie będę siedzieć w nim całą noc.
Justin dzwonił tak często jak się dało, pytając co u mnie. To przecież słodkie. Chciałabym z nim porozmawiać, i powiedzieć o tym wszystkim, czego o mnie nie wie. Przecież ja go ciągle okłamuję! Tęsknię za nim.
- Mam świetną wiadomość!! - Do pokoju wpadł rozweselony Brad. Prawdopodobnie moje towarzystwo sprawiło, że chłopak przestał przejmować się losem, jaki go spotkał.
- tak? - Spojrzałam na niego zainteresowana.
- Mam tu kilku znajomych. Chcę urządzić imprezę. Tutaj. - Oznajmił. Koszmar, nie byłam na imprezie praktycznie rok, a imprez mam dosyć, przez to wszystko co działo się ostatnio.
- Zgadzasz się? - Spytał po chwili.
- To twój dom.
- czyli się zgadzasz? - Zadał kolejne pytanie, po czym poszedł dzwonić do wszystkich, żeby ich zwołać na dzisiejszy wieczór. Dobrze, że mam osobny pokój. Prawdopodobnie będę siedzieć w nim całą noc.
***oczami Justina***
Nie jest źle, jakoś sobie radzę. Nie wiem sam co skłoniło mnie do pocałunku, ale poczułem, że po prostu muszę to zrobić! Trochę żałuję, bo Mitchie wyjechała. Nie wiedziałem, że mogę tak tęsknić za dziewczyną, która będzie należeć do mojego team'u. To śmieszne, że na świecie jest tyle dziewczyn, ale i tak tylko JEDNA jedyna na całej ziemi, jest przeznaczona dla mnie. Ja to czuję. Chciałbym, żeby Mitchie czuła to samo. Odpisuje na moje wiadomości, ale wiem, że strasznie ją zraniłem. Co jeśli mi tego nie wybaczy? Wyszedłem na głupka.
Nie rozmawiam ze Scooterem. Nie odzywam się, odkąd ona stąd wyjechała, bo wiem, że to jego wina. Po co mi o tym wszystkim powiedział? Poznałbym ją sobie sam, potem gdybym chciał to bym się zakochał i był szczęśliwy. Teraz muszę wytrzymywać na odległość.
No ale nadszedł dzień, w którym menager w końcu odważył się przyjść do mojego pokoju.
- Justin, co robisz? - Wszedł cicho, zakłócając moją samotną ciszę.
- Gram. - skłamałem. Tak naprawdę pisałem wiadomość do Mitchie. A po co mu to wiedzieć.
- Widzę jak się zachowujesz. Wiem, że nie czujesz się z tym dobrze. Zrobiłem głupio. - Przyznał.
- Serio? właśnie teraz? Siedzę tu tydzień, nigdzie nie wychodzę i nie gadam z nikim za specjalnie.
- Ale jest nas tu sporo dlaczego po prostu...
- Zabrałeś mi kogoś, z kim naprawdę chciałem rozmawiać - wtrąciłem. Wstałem z siedzenia i trzasnąłem drzwiami, zostawiając go tam samego. Nie złamie mnie tak szybko. Póki ona tu nie wróci, ja nie będę w stanie z nim rozmawiać. Już zawsze będę miał do niego trochę żalu, że wtrącił się w coś, w co nikt nie powinien ingerować. To moja sprawa, z kim będę rozmawiał i jak często. Wiecie co? W cale nie żałuję, że ją pocałowałem. Może nie było to najmądrzejsze, ale pokazało mi, że muszę starać się o to, żeby między nami się nie pogorszyło. Będę o to walczył.
Ona przestała się odzywać. Napisałem do niej tylko 5 wiadomości rano, a potem 4 po południu, a ona nie odzywała się tego dnia w ogóle. Zacząłem się niepokoić.
- Justin, skarbie naprawdę nie musisz odblokowywać telefonu co chwila. Zobaczysz, że ona niedługo się odezwie. - Mama przy śniadaniu próbowała mnie jakoś pocieszyć. Tym razem znajdowaliśmy się w moim domu. Tylko ja i mama.
- Ale ona dzisiaj nic nie napisała.
- Być może nie ma już nic na koncie. Daj spokój. Ona przecież po to wyjechała. Chciała mieć trochę czasu, prawda?
- Mamo, to bez sensu. - Zakręciłem się na krześle w jej stronę.
- Daj jej spokojnie żyć synu - Pocałowała mnie w czoło i zginęła gdzieś za ścianą.
Oczekiwałem tej wiadomości bardziej niż nie wiem czego. Co chwila patrzyłem na telefon. Sprawdzałem, czy na pewno mam włączoną głośność, bo czasem przez przypadek mógłbym nie usłyszeć sms'a.
Dobra, Jest już późny wieczór, a ona nadal nic nie pisze. Musiałem do niej zadzwonić.
: Tak? - odezwała się donośnym głosem. Słyszałem bardzo głośną muzykę, która przygłuszała wszystko.
: Mitchie? Nic nie słyszę!! - Tłumaczyłem. Usłyszałem tylko "tak?" a potem zrobiło mi się ciepło, a potem jeszcze głos jakiegoś chłopaka. Wtedy zrobiło mi się negatywnie ciepło, i nasz telefon się urwał. Próbowałem zadzwonić jeszcze raz. Na początku chciałem tylko porozmawiać, ale teraz się martwię. Nie odbierała, tylko cały czas odrzucała moje połączenie. W końcu dostałem od niej wiadomość.
"Justin przyjedź po mnie. Teraz wiem, że nie był to dobry pomysł." - Myślałem, że zeskoczę z fotela! Byłem zadowolony w cholerę, ale z drugiej strony, ona czuje się tam źle, więc z tego nie byłem zadowolony.
"Nawet nie wiem gdzie jesteś! Napisz miejsce, będę od razu". - odpisałem. Odpowiedź przyszła szybciej niż się spodziewałem.
" Brad mówił coś o drugim końcu Miami ".
No więc 4 sekundy po przeczytaniu tej wiadomości wyruszyłem na poszukiwanie kierowcy na ten długi wyjazd. Nie musiałem długo nikogo prosić, ponieważ moich ochroniarzy jest tak wiele, że miałbym problem wymówić ich imiona. No więc nie mówiąc nic nikomu wyruszyłem w podróż. No dobra, powiedziałem Ryan'owi, bo strasznie mnie nalegał. No i ostatecznie pojechał ze mną.
Była jakoś 21, a podróż samochodem wydawała się ciągnąć przez kilkanaście dobrych godzin.
- Justin, nie denerwuj się - próbował pocieszyć mnie kumpel. Ja jednak myślałem tylko o tym, żeby nic złego nie stało się dziewczynie. Bo jeśli jakaś przykra sytuacja będzie miała miejsce, kiedy ją zobaczę, to będę miał do siebie o to żal.
- Nie mogę stary. To jest silniejsze ode mnie. - Odpowiadałem nerwowo.
- Może się myliłem kiedy poznałem Mitchie. Pytałem jej, czy jesteście razem, i zrobiłem to celowo.
- Co?! po co ją o to pytałeś?... ... A co odpowiedziała? - Miałem iskierkę nadziei.
- Nic takiego. Jeszcze wtedy nie wiedziała, że ci się podoba. W sumie dalej o tym nie wie.
- Czemu myślisz, że mi się podoba? - spytałem z niezręcznością.
- Chłopaku, inaczej siedziałbyś tu teraz spokojnie, nie wybiegł byś z pokoju jak by ktoś cię postrzelił. Poza tym... znamy się tyle lat Justin. - tłumaczył. Uśmiechnąłem się tylko spuszczając głowę w dół. Miałem przed sobą twarz Mitchie. Taką uśmiechniętą. Ona szła w moją stronę i szczerzyła piękny uśmiech, po czym pocałowałem ją w policzek. A ona zaczęła się śmiać. Boże, gdzie ona jest.
No i nie udało się dochować wyjazdu w tajemnicy. Scooter zaniepokojony zadzwonił, i wszystko spieprzył. Musiałem powiedzieć mu gdzie jadę i po co. Nie miał nic przeciwko, ale wolałem jak nie wiedział.
***Oczami Mitchie***
Miałam wrażenie, że ta impreza trwa już od dobrych kilku godzin.
Zaraz.. przecież właśnie tyle trwała. Siedziałam w pokoju zakładając słuchawki na uszy, jednak muzyka Justina nie zdołała przygłuszyć tej, która leciała w całym małym domku. Ktoś dobijał się do moich drzwi, ale za każdy razem słyszałam głos Brad'a "Zostaw, tam się nie wchodzi". Uspokoiłam się trochę, bo przy najmniej wiem, że nikt tu nie wejdzie, jednak nieznajomy cały czas napierał. Wydostał od Brada informacje, że to ja siedzę w tym pokoju. Niepotrzebnie w ogóle się o tym dowiedział, bo klamka od mojego pokoju praktycznie nie ustawała. Nieznajomy chciał tu wejść za wszelką cenę, aż w końcu usłyszałam uderzenie. I to nie uderzenie jakie słyszy się, gdy ktoś się przewróci, albo uderzy w stół. Tylko uderzenie kogoś. Przestraszyłam się, ale myślałam, że to chłopak w obronie uderzył osobę, która próbowała przedostać się do środka. No ale na co ja też liczyłam? Chłopak, który za pomocą siły 5-cio letniej dziewczynki potrafi mieć siniaka, miałby mnie obronić?
- Brad? - podeszłam do drzwi przystawiając ucho. Nikt się nie odzywał, więc postanowiłam je otworzyć. Przecież on może teraz leżeć na ziemi!
Nie myliłam się. Brad leżał na ziemi, z przeciętą wargą, ale nie dało się nie zauważyć pchającego się do pokoju innego mężczyzny. Nieco starszy od wszystkich, umięśniony, pijany już facet, który czuł się jak u siebie.
- Oooo jaka śliczna! - zaczął niechlujnie. Przełknęłam ślinę przyglądając się temu co robi. - Czyżby to dziewczyna Bieber'a?
- Wolałabym nie po nazwisku. Wypad z tego pokoju! - unosiłam się głośno, próbując ocknąć Brada. Chłopak zemdlał, a ja próbowałam ocucić go poklepywaniem w twarz. Martwiłam się coraz bardziej.
- Źle mówię? - zaczął znów. - Zostaw tego śmiecia, nawet pić nie umie. Głowę to o ma słabą - zaczął się śmiać.
- Wynoś się stąd, albo wezwę policję - moje serce waliło jak oszalałe. Pierwszy raz w życiu przytrafiła mi się taka sytuacja. Doznałam szoku, kiedy mężczyzna podniósł się z mojego łóżka i ruszył w moją stronę.
Strasznie krzyczał i powtarzał "To wszystko jest jakieś chore. Będziesz robiła to co będę chciał". Zaśmiał się wtedy po raz kolejny, a jego ciężka dłoń powędrowała na moją twarz. Oczywiście chodzi mi w tym momencie o coś innego, niż objęcie twarzy. Po prostu mnie uderzył.
Zakręciło mi się w głowie, ale nie chciałam się poddawać. Zaczęłam krzyczeć, z nadzieją, że ktoś zaraz przyjdzie mi na pomoc.
- Co się dzieje chudy?! - krzyknął ktoś z dołu. Nie wiem jak oni, ale ja tam nie widzę nic chudego w tym facecie. Na modela to on nie wygląda.
Zamknęłam oczy z nadzieją, że to się zaraz skończy. On tak strasznie krzyczał, jakbym wyrządziła mu jakąś krzywdę. A przecież widzę go pierwszy - i mam nadzieję ostatni już raz. Bałam się. Czułam tylko i wyłącznie strach. Tak potężny, że więcej nic nie pamiętam. Pewnie dlatego, że zaraz potem moja twarz została uderzona po raz drugi. Tym razem mocniej. Zostałam bezsilna i zmęczona.
~*~
- Justin? - ledwo otworzyłam oczy. Moje powieki były ciężkie, jakbym właśnie obudziła się z zimowego snu. Co się w ogóle działo?
- ćsii! - uspokoił mnie chwytając moją dłoń.
- Co się stało z twoim policzkiem? - spytałam nietrzeźwo.
- To jest nie ważne. Jak się czujesz? - spytał.
- Nie najgorzej. Dlaczego jestem w szpitalu? Coś się stało? Co ty robisz w Miami? - zadawałam same pytanie, na które chłopak nie miał zamiaru odpowiadać. Patrzył na mnie z pożaleniem, i za wszelką cenę nie pozwalał mi się podnosić.
Wszystko mnie bolało. Moja ręka - której aktualnie nie czułam w ogóle - była dziwnie schowana. Próbowałam odzyskać w niej czucie, ale kiedy ją chwyciłam poczułam coś twardego.
- Mam złamaną rękę?! - powiedziałam głośniej na co chłopak tylko zacisnął usta i nadal patrzył na mnie smutno. Zacisnął moją rękę i patrzył w moje oczy. Poczułam się tak bezpiecznie, jak nie czułam się jeszcze nigdy.
Do pokoju przyszła kobieta - pielęgniarka. Powiedziała coś w języku Francuskim, a Justin biegle jej odpowiadał. Zostawiła jakieś kartki, wózek inwalidzki i wyszła.
- Justin, czy jeszcze coś stało się z moimi nogami? - pytałam przerażona - przecież ja umiem chodzić! Co ona mówiła?
- Słuchaj, wczoraj na tej imprezie, ten człowiek... on próbował się zgwałcić. Kiedy się wykręcałaś, on popchnął cię w stronę szafy. Upadłaś na tyle źle, że twoja ręka.. sama widzisz co się z nią stało.. - tłumaczył wolno i niespokojnie - Zemdlałaś, a wtedy przybiegłem ja. Policja pomogła mi cię znaleźć. Chciałem mu coś zrobić. Prawie go zabiłem, bo wziąłem pierwszą lepszą rzecz, która leżała na twoim biurku, ale przeszkodziła mi straż, która już go wzięła. Przepychałem się z nim jeszcze przez chwilę, po czym już go nie zobaczyłem.
- Justin ja.. - wtrąciłam.
- Ja naprawdę nie chciałem, żeby ci się coś stało. Ty byłaś tam taka bezbronna. Było mi ciebie tak żal, że przysięgam... ja prawie tam umarłem. Chciałem cię podnieść, ale twoja ręka była poważnie chora. Byłaś obolała, i naprawdę nie mogłem cię ruszyć.
- Justin, nie płacz... - Tym razem ja zacisnęłam jego dłoń. - Przecież uratowałeś mi życie. Nikt nie zrobił dla mnie tak wiele. Nigdy.
___________________________
SIEMKA ZNÓW! :D
Widzę, że dużo osób pisze nieanonimowo, więc byłabym wdzięczna, za zaobserwowanie mojego bloga (taka tylko propozycja haha)
Zwracam się do dziewczyny która pisze anonimowo. Nie musisz pisać trzech komentarzy (jeden za drugim - minuta po minucie ) mówiąc, że ci się podoba. Wystarczy mi jeden twój komentarz, ale dziękuję za twoją opinię hah :))
Mam nadzieję, że się wam podoba, więc do zobaczyska!
ps, nowa ankieta, liczę na głosy
Nie rozmawiam ze Scooterem. Nie odzywam się, odkąd ona stąd wyjechała, bo wiem, że to jego wina. Po co mi o tym wszystkim powiedział? Poznałbym ją sobie sam, potem gdybym chciał to bym się zakochał i był szczęśliwy. Teraz muszę wytrzymywać na odległość.
No ale nadszedł dzień, w którym menager w końcu odważył się przyjść do mojego pokoju.
- Justin, co robisz? - Wszedł cicho, zakłócając moją samotną ciszę.
- Gram. - skłamałem. Tak naprawdę pisałem wiadomość do Mitchie. A po co mu to wiedzieć.
- Widzę jak się zachowujesz. Wiem, że nie czujesz się z tym dobrze. Zrobiłem głupio. - Przyznał.
- Serio? właśnie teraz? Siedzę tu tydzień, nigdzie nie wychodzę i nie gadam z nikim za specjalnie.
- Ale jest nas tu sporo dlaczego po prostu...
- Zabrałeś mi kogoś, z kim naprawdę chciałem rozmawiać - wtrąciłem. Wstałem z siedzenia i trzasnąłem drzwiami, zostawiając go tam samego. Nie złamie mnie tak szybko. Póki ona tu nie wróci, ja nie będę w stanie z nim rozmawiać. Już zawsze będę miał do niego trochę żalu, że wtrącił się w coś, w co nikt nie powinien ingerować. To moja sprawa, z kim będę rozmawiał i jak często. Wiecie co? W cale nie żałuję, że ją pocałowałem. Może nie było to najmądrzejsze, ale pokazało mi, że muszę starać się o to, żeby między nami się nie pogorszyło. Będę o to walczył.
Ona przestała się odzywać. Napisałem do niej tylko 5 wiadomości rano, a potem 4 po południu, a ona nie odzywała się tego dnia w ogóle. Zacząłem się niepokoić.
- Justin, skarbie naprawdę nie musisz odblokowywać telefonu co chwila. Zobaczysz, że ona niedługo się odezwie. - Mama przy śniadaniu próbowała mnie jakoś pocieszyć. Tym razem znajdowaliśmy się w moim domu. Tylko ja i mama.
- Ale ona dzisiaj nic nie napisała.
- Być może nie ma już nic na koncie. Daj spokój. Ona przecież po to wyjechała. Chciała mieć trochę czasu, prawda?
- Mamo, to bez sensu. - Zakręciłem się na krześle w jej stronę.
- Daj jej spokojnie żyć synu - Pocałowała mnie w czoło i zginęła gdzieś za ścianą.
Oczekiwałem tej wiadomości bardziej niż nie wiem czego. Co chwila patrzyłem na telefon. Sprawdzałem, czy na pewno mam włączoną głośność, bo czasem przez przypadek mógłbym nie usłyszeć sms'a.
Dobra, Jest już późny wieczór, a ona nadal nic nie pisze. Musiałem do niej zadzwonić.
: Tak? - odezwała się donośnym głosem. Słyszałem bardzo głośną muzykę, która przygłuszała wszystko.
: Mitchie? Nic nie słyszę!! - Tłumaczyłem. Usłyszałem tylko "tak?" a potem zrobiło mi się ciepło, a potem jeszcze głos jakiegoś chłopaka. Wtedy zrobiło mi się negatywnie ciepło, i nasz telefon się urwał. Próbowałem zadzwonić jeszcze raz. Na początku chciałem tylko porozmawiać, ale teraz się martwię. Nie odbierała, tylko cały czas odrzucała moje połączenie. W końcu dostałem od niej wiadomość.
"Justin przyjedź po mnie. Teraz wiem, że nie był to dobry pomysł." - Myślałem, że zeskoczę z fotela! Byłem zadowolony w cholerę, ale z drugiej strony, ona czuje się tam źle, więc z tego nie byłem zadowolony.
"Nawet nie wiem gdzie jesteś! Napisz miejsce, będę od razu". - odpisałem. Odpowiedź przyszła szybciej niż się spodziewałem.
" Brad mówił coś o drugim końcu Miami ".
No więc 4 sekundy po przeczytaniu tej wiadomości wyruszyłem na poszukiwanie kierowcy na ten długi wyjazd. Nie musiałem długo nikogo prosić, ponieważ moich ochroniarzy jest tak wiele, że miałbym problem wymówić ich imiona. No więc nie mówiąc nic nikomu wyruszyłem w podróż. No dobra, powiedziałem Ryan'owi, bo strasznie mnie nalegał. No i ostatecznie pojechał ze mną.
Była jakoś 21, a podróż samochodem wydawała się ciągnąć przez kilkanaście dobrych godzin.
- Justin, nie denerwuj się - próbował pocieszyć mnie kumpel. Ja jednak myślałem tylko o tym, żeby nic złego nie stało się dziewczynie. Bo jeśli jakaś przykra sytuacja będzie miała miejsce, kiedy ją zobaczę, to będę miał do siebie o to żal.
- Nie mogę stary. To jest silniejsze ode mnie. - Odpowiadałem nerwowo.
- Może się myliłem kiedy poznałem Mitchie. Pytałem jej, czy jesteście razem, i zrobiłem to celowo.
- Co?! po co ją o to pytałeś?... ... A co odpowiedziała? - Miałem iskierkę nadziei.
- Nic takiego. Jeszcze wtedy nie wiedziała, że ci się podoba. W sumie dalej o tym nie wie.
- Czemu myślisz, że mi się podoba? - spytałem z niezręcznością.
- Chłopaku, inaczej siedziałbyś tu teraz spokojnie, nie wybiegł byś z pokoju jak by ktoś cię postrzelił. Poza tym... znamy się tyle lat Justin. - tłumaczył. Uśmiechnąłem się tylko spuszczając głowę w dół. Miałem przed sobą twarz Mitchie. Taką uśmiechniętą. Ona szła w moją stronę i szczerzyła piękny uśmiech, po czym pocałowałem ją w policzek. A ona zaczęła się śmiać. Boże, gdzie ona jest.
No i nie udało się dochować wyjazdu w tajemnicy. Scooter zaniepokojony zadzwonił, i wszystko spieprzył. Musiałem powiedzieć mu gdzie jadę i po co. Nie miał nic przeciwko, ale wolałem jak nie wiedział.
***Oczami Mitchie***
Miałam wrażenie, że ta impreza trwa już od dobrych kilku godzin.
Zaraz.. przecież właśnie tyle trwała. Siedziałam w pokoju zakładając słuchawki na uszy, jednak muzyka Justina nie zdołała przygłuszyć tej, która leciała w całym małym domku. Ktoś dobijał się do moich drzwi, ale za każdy razem słyszałam głos Brad'a "Zostaw, tam się nie wchodzi". Uspokoiłam się trochę, bo przy najmniej wiem, że nikt tu nie wejdzie, jednak nieznajomy cały czas napierał. Wydostał od Brada informacje, że to ja siedzę w tym pokoju. Niepotrzebnie w ogóle się o tym dowiedział, bo klamka od mojego pokoju praktycznie nie ustawała. Nieznajomy chciał tu wejść za wszelką cenę, aż w końcu usłyszałam uderzenie. I to nie uderzenie jakie słyszy się, gdy ktoś się przewróci, albo uderzy w stół. Tylko uderzenie kogoś. Przestraszyłam się, ale myślałam, że to chłopak w obronie uderzył osobę, która próbowała przedostać się do środka. No ale na co ja też liczyłam? Chłopak, który za pomocą siły 5-cio letniej dziewczynki potrafi mieć siniaka, miałby mnie obronić?
- Brad? - podeszłam do drzwi przystawiając ucho. Nikt się nie odzywał, więc postanowiłam je otworzyć. Przecież on może teraz leżeć na ziemi!
Nie myliłam się. Brad leżał na ziemi, z przeciętą wargą, ale nie dało się nie zauważyć pchającego się do pokoju innego mężczyzny. Nieco starszy od wszystkich, umięśniony, pijany już facet, który czuł się jak u siebie.
- Oooo jaka śliczna! - zaczął niechlujnie. Przełknęłam ślinę przyglądając się temu co robi. - Czyżby to dziewczyna Bieber'a?
- Wolałabym nie po nazwisku. Wypad z tego pokoju! - unosiłam się głośno, próbując ocknąć Brada. Chłopak zemdlał, a ja próbowałam ocucić go poklepywaniem w twarz. Martwiłam się coraz bardziej.
- Źle mówię? - zaczął znów. - Zostaw tego śmiecia, nawet pić nie umie. Głowę to o ma słabą - zaczął się śmiać.
- Wynoś się stąd, albo wezwę policję - moje serce waliło jak oszalałe. Pierwszy raz w życiu przytrafiła mi się taka sytuacja. Doznałam szoku, kiedy mężczyzna podniósł się z mojego łóżka i ruszył w moją stronę.
Strasznie krzyczał i powtarzał "To wszystko jest jakieś chore. Będziesz robiła to co będę chciał". Zaśmiał się wtedy po raz kolejny, a jego ciężka dłoń powędrowała na moją twarz. Oczywiście chodzi mi w tym momencie o coś innego, niż objęcie twarzy. Po prostu mnie uderzył.
Zakręciło mi się w głowie, ale nie chciałam się poddawać. Zaczęłam krzyczeć, z nadzieją, że ktoś zaraz przyjdzie mi na pomoc.
- Co się dzieje chudy?! - krzyknął ktoś z dołu. Nie wiem jak oni, ale ja tam nie widzę nic chudego w tym facecie. Na modela to on nie wygląda.
Zamknęłam oczy z nadzieją, że to się zaraz skończy. On tak strasznie krzyczał, jakbym wyrządziła mu jakąś krzywdę. A przecież widzę go pierwszy - i mam nadzieję ostatni już raz. Bałam się. Czułam tylko i wyłącznie strach. Tak potężny, że więcej nic nie pamiętam. Pewnie dlatego, że zaraz potem moja twarz została uderzona po raz drugi. Tym razem mocniej. Zostałam bezsilna i zmęczona.
~*~
- Justin? - ledwo otworzyłam oczy. Moje powieki były ciężkie, jakbym właśnie obudziła się z zimowego snu. Co się w ogóle działo?
- ćsii! - uspokoił mnie chwytając moją dłoń.
- Co się stało z twoim policzkiem? - spytałam nietrzeźwo.
- To jest nie ważne. Jak się czujesz? - spytał.
- Nie najgorzej. Dlaczego jestem w szpitalu? Coś się stało? Co ty robisz w Miami? - zadawałam same pytanie, na które chłopak nie miał zamiaru odpowiadać. Patrzył na mnie z pożaleniem, i za wszelką cenę nie pozwalał mi się podnosić.
Wszystko mnie bolało. Moja ręka - której aktualnie nie czułam w ogóle - była dziwnie schowana. Próbowałam odzyskać w niej czucie, ale kiedy ją chwyciłam poczułam coś twardego.
- Mam złamaną rękę?! - powiedziałam głośniej na co chłopak tylko zacisnął usta i nadal patrzył na mnie smutno. Zacisnął moją rękę i patrzył w moje oczy. Poczułam się tak bezpiecznie, jak nie czułam się jeszcze nigdy.
Do pokoju przyszła kobieta - pielęgniarka. Powiedziała coś w języku Francuskim, a Justin biegle jej odpowiadał. Zostawiła jakieś kartki, wózek inwalidzki i wyszła.
- Justin, czy jeszcze coś stało się z moimi nogami? - pytałam przerażona - przecież ja umiem chodzić! Co ona mówiła?
- Słuchaj, wczoraj na tej imprezie, ten człowiek... on próbował się zgwałcić. Kiedy się wykręcałaś, on popchnął cię w stronę szafy. Upadłaś na tyle źle, że twoja ręka.. sama widzisz co się z nią stało.. - tłumaczył wolno i niespokojnie - Zemdlałaś, a wtedy przybiegłem ja. Policja pomogła mi cię znaleźć. Chciałem mu coś zrobić. Prawie go zabiłem, bo wziąłem pierwszą lepszą rzecz, która leżała na twoim biurku, ale przeszkodziła mi straż, która już go wzięła. Przepychałem się z nim jeszcze przez chwilę, po czym już go nie zobaczyłem.
- Justin ja.. - wtrąciłam.
- Ja naprawdę nie chciałem, żeby ci się coś stało. Ty byłaś tam taka bezbronna. Było mi ciebie tak żal, że przysięgam... ja prawie tam umarłem. Chciałem cię podnieść, ale twoja ręka była poważnie chora. Byłaś obolała, i naprawdę nie mogłem cię ruszyć.
- Justin, nie płacz... - Tym razem ja zacisnęłam jego dłoń. - Przecież uratowałeś mi życie. Nikt nie zrobił dla mnie tak wiele. Nigdy.
___________________________
SIEMKA ZNÓW! :D
Widzę, że dużo osób pisze nieanonimowo, więc byłabym wdzięczna, za zaobserwowanie mojego bloga (taka tylko propozycja haha)
Zwracam się do dziewczyny która pisze anonimowo. Nie musisz pisać trzech komentarzy (jeden za drugim - minuta po minucie ) mówiąc, że ci się podoba. Wystarczy mi jeden twój komentarz, ale dziękuję za twoją opinię hah :))
Mam nadzieję, że się wam podoba, więc do zobaczyska!
ps, nowa ankieta, liczę na głosy
ciekawie LD czekam na więcej ! :D
OdpowiedzUsuńTo ja cały czas pisałas anonimowo . ;)) Poprostu chciałam Ci dać wiecej motywacji i chyba wiesz wgl o co mi chodzi , ale juz tak nie bede robic bo wiem że robiłam nie potrzebny mały spam . ;)) Myslę że się nie gniewasz . Wracając do opowiadania to nie mogę sie doczekac nowego , wciągająca i BARDZO interesująca fabuła :* Cudowny <3
OdpowiedzUsuńRozdział fajny xD Czekam na next xD
OdpowiedzUsuńRozdział cudny ;) czekam na następny ^^
OdpowiedzUsuńDzięki za danie linka na asku ;3
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam cały blog i muszę przyznać, że nie czytałam jeszcze takiej historii. Bardzo mi się podoba i bd tu zaglądać codziennie w sprawie nowego rozdziału ;)
Genialnie to opisujesz, fajna historia, jestem ciekawa co wydarzy się dalej ^^
Czekam na next ;*