sobota, 20 grudnia 2014

Rozdział 36 - Nie potrzebuję czasu. Potrzebuję jej.

...jednak uczucia wiązały mnie do niego nieco inaczej.

_______________________


Nie zdążyłam spostrzec, że minęły kolejne dwa dni, i znów zapowiadała się wizyta w szpitalu. Rodzice cały czas dzwonili, a ja co jakiś czas odwiedzałam rodzinny dom, lecz sama. Bez niego. Mój ojciec strasznie nie tolerował Justina. Zawsze uważał, że jest rozpieszczony, bogaty i bez serca. Po moim wypadku zawsze obwiniał chłopaka o to, że to on spowodował go spowodował, jednak ja za nic go nie winię. Fakt, że się pokłóciliśmy nie znaczy, że wina leżała tylko po jego stronie. Oboje zawiniliśmy, ale to ja zdecydowałam się wtedy na tą imprezę. Poza tym, gdyby nie ten wypadek, prawdopodobnie nie dowiedziałabym się o tym, że z moim stanem zdrowia jest więcej nie tak niż tylko utrata pamięci. Guzy w mózgu nie są czymś byle czym, i wie o tym prawie każdy, kto chociaż raz oglądał tego filmy chirurgiczne. Dlaczego ojciec nie może spojrzeć na to z tej strony? 
Dlaczego nikt nie poinformował mnie, żebym poszła na badania? Dlaczego nie uprzedzono mnie, że ja również mogę być chora? Skrzywdzili mnie, ale przecież się nie przyznają. To zawsze będzie moja lub Justina wina. 

Spędzałam w ten sposób każdą wolną chwilę. Zastanawiałam się kiedy przyjdzie na mnie czas. Kiedy przyjdzie ten jeden dzień, w którym ktoś powie "Była kimś wspaniałym" lub "Nigdy jej nie zapomnimy". Nie chcę się spieszyć z odejściem na zawsze, bo wiem, że będą cierpieli ludzie, których nie do końca znam, ale oni kochają mnie. Przecież na pewno mam gdzieś swoich fanów i jestem czyimś autorytetem. Pracowałam jako modelka, i jestem dobrym przykładem na to, że warto walczyć o to jak się chce wyglądać. Chcę tylko, żeby ludzie nadal w to wierzyli. Nikomu nie mogę ofiarować zbyt wiele, ponieważ nikogo teraz nie znam, ale wiem, że oni pamiętają mnie, jednak nie wiedzą, że straciłam pamięć, więc nie wolno mi z nimi rozmawiać. 

Tego dnia postanowiłam zabrać siostrę ze sobą do szpitala. Nie, nie jest to kolejna moja wizyta. Tym razem ona ma wizytę. Umówiłam ją, kiedy nikt nie wiedział. Jeśli ja jestem chora, i ktoś z mojej rodziny był, to jest to idealny moment, żeby moja siostra tego uniknęła. Nie wiem co powiedziałaby mama, ale jestem pełnoletnia i na szczęście była taka możliwość umówienia mojej siostry. 
- Jest tutaj ktoś? - Po raz pierwszy weszłam do domu bardzo tajemniczo. Wyczuwałam, że coś złego się kroi. Była niedziela, więc nie wiem czemu w domu została tylko moja siostra. Słyszałam znane mi odgłosy płaczu. Wdrapałam się po schodach z prędkością światła. Tak przy najmniej miało być, ale nie mogę się przecież zmęczyć, więc po prostu szłam szybciej. 
- Boże, co tu się stało? - Weszłam do mojego pokoju. Na ziemi siedziała ona. Zapłakana Wendy. Jej makijaż nie można było już nazwać makijażem. Trzymała przy piersi mój ogromny dziennik. Wszystko dookoła było porozrzucane właśnie tak, jakby przed chwilą zrujnowała mój pokój. - Co zrobiłaś z moim pokojem? - odniosłam takie wrażenie w pierwszej chwili, ale to chyba nie dlatego płakała. To nie ona to zrobiła. 
- Mitchie, to nie jest tak jak to sobie teraz wyobrażasz. - wstała przytulając mnie do siebie, a raczej ja ją. Wtuliła się w moją koszulkę nadal szlochając. Czy ktoś mógł zrobić krzywdę mojej siostrzyczce? Co na to rodzice i gdzie w ogóle są? 
Dopiero po ochłonięciu zaczęła wszystko opowiadać. 
- Rodzice rozstali się tydzień po tym jak miałaś wypadek - zaczęła od wstrząsających dla mnie wieści - W ciągu tych siedmiu dni zdążyli pokłócić się ponad 10 razy. Przy każdej okazji była kłótnia. Tata chciał za wszelką cenę odebrać cię od Justina, bo twierdził, że tutaj jest twoje miejsce. Nie chciał dać skrzywdzić swojej córeczki. 
- Córeczki? Teraz? Dopiero teraz obudził się, że jestem jego córką? Justin nie zrobiłby mi krzywdy. - wtrąciłam niepokojąco. 
- W jego oczach Justin zawsze będzie potworem, który spowodował, że straciłaś pamięć. W każdym razie mama za wszelką cenę chroniła go i ciebie. - pociągała co chwila nosem nie mogąc skupić się na tym co mówi. - Tak to trwało. Tata próbował zniszczyć twoje szczęście przy okazji rujnując moje. Nie pozwalali mi na nic, zaniedbali obowiązki i mnie. Nie chcę cię obwiniać i właśnie dlatego nic ci nie mówiłam. Wiem, że masz teraz wiele na głowie przez tą pamięć. Nie chciałam cię niepokoić. Myślałam, że jak kiedyś tu przyjdziesz, to mama sama ci to wytłumaczy. Bo taty już nie ma... wyprowadził się, ale wrócił tu. - tłumaczyła. Moje serce cały czas biło, i nie mogłam uwierzyć w to co właśnie słyszę. Chciałam wtrącić jej, że nie mogę się denerwować ani męczyć, bo coś może się stać, ale za wszelką cenę chciałam usłyszeć co stało się potem. 
- Przed chwilą byli tu oboje. Tata chciał zniszczyć cały ten pokój. Krzyczał i przeklinał na mamę i na mnie. Starałam się uratować cokolwiek, żebyś mogła nadal wrócić do swojego pokoju. Popychał krzesła, porozrzucał wszystkie książki z szafek i zniszczył twoją wagę. Mitchie, ja jeszcze nigdy nie spotkałam go w takim stanie - rozpłakała się po raz kolejny wtulając się we mnie. Nie pamiętam dokładnie jakie relacje łączyły mnie z moją siostrą przed wypadkiem, jednak wiem, że nigdy się nie dogadywałyśmy, a teraz proszę! Moja siostra, która kiedy wyzywana była przeze mnie na każdym kroku broni mnie jak najlepszą przyjaciółkę. Chowała mój dziennik, żeby tylko przetrwały moje wspomnienia. 
- Nie płacz kochanie, nie płacz - poprawiałam co chwila kosmyk jej włosów użyczając przy tym chusteczki do otarcia łez. Wiem już teraz co tu się stało, ale nadal nie wierzę, że rodzice się rozstali. I to przeze mnie!! Znów dzieje się wiele z mojej przyczyny, i te rzeczy nigdy nie są pozytywne. Co za cholerstwo, no!
Nie miałam siły przestać jej przytulać, ale także nie mówiłam o tym, że źle się czuję, bo przecież nie będzie wiedziała co zrobić. Myślałam, że zaraz mi przejdzie, ale okazało się, że nie dałam rady nawet odebrać telefonu. Po raz kolejny znalazłam się w szpitalu.

Tym razem badania nie wykazały tego co chciałam. Na miejscu wiadomo zjawił się Justin oraz rodzice, których nie bardzo chciałam teraz widzieć. Wyniki badań wyszły wręcz fatalnie, a najgorsze, że moja siostra obwinia o to właśnie siebie. Wiem, że czuje się winna, ale przecież mogłam ją uprzedzić, że może być coś ze mną kiedy się zdenerwuję czy zmęczę. Ciągle powtarzała "Nie chciałam, żeby coś się stało. Musiałam się komuś wyżalić" a ja wręcz nie mogłam patrzeć na to, jak cierpi, a w dodatku rodzice stoją obok i nadal kłócą się ze sobą. Chciałabym krzyknąć, ale nie wypadało, więc zwykłe "Opuśćcie ten szpital do cholery!" musiało wystarczyć.
Siedział tam i cały czas trzymał moją dłoń, a motyle w moim brzuchu nie przestawały szaleć, jednak były teraz poważniejsze rzeczy niż słodki uścisk Justina. Czułam się znów bezpiecznie, ale wiem, że sprawa bezpieczności nie jest zakończona. Za każdym razem gdy chłopak pytał mnie jak się czuję, mój tata od razu reagował niedorzecznymi słowami, nawet kiedy w szpitalu pojawili się Pattie i Jeremy. Jest mi tak wstyd za moich rodziców, że najchętniej wyparłabym się ich teraz. Nie w ten sposób mieli się poznać z Justina rodzicami. Naprawdę nie wiem dlaczego mój tata tak bardzo go nie lubi, skoro nie wie jaki jest naprawdę. Ja może też nie znam go tak idealnie, ale ufam mu bardziej niż własnym stworzycielom. 
W każdym razie wiem na pewno, że muszę wrócić do domu, póki nie uspokoi się atmosfera. Skoro ojciec tak bardzo chce mieć swoją córeczkę w domu, to zobaczymy jak będzie się zachowywał gdy naprawdę wrócę. Mam nadzieję, że Justin się nie pogniewa i wszystko będzie tak jak powinno. Nie czułam się najlepiej i na szczęście leżałam teraz na łóżku. Tak jak mówiłam - wyniki moich badań znacznie się pogorszyły, co nie stawiało sprawy w zbyt dobrym świetle. Nie boję się śmierci, bo wiem, że i tak każdego to czeka. Szkoda mi tylko straconego życia, bo wolałabym spędzić je z Justinem i cieszyć się do końca moich wyznaczonych dni. Wiem, że nikt tu nie mówi o mojej śmierci, ale tak na wszelki wypadek warto uprzedzić.

***Oczami Justina***

Nie wytrzymywałem emocjonalnie w jednym pomieszczeniu z ojcem dziewczyny, ale przecież nie mogę go wyprosić. To tak samo jego córka, jak i moja miłość życia, więc zaciskam zęby po raz kolejny i odpowiadam, że nic jej nie zrobiłem. Ona sama jest bezbronna w stosunku do jego komentarzy, bo nie wyprosi własnego ojca, który jak widać jest nadopiekuńczy.

Nie uwierzycie wręcz co stało się potem! Coś najpiękniejszego.
Czuła się bardzo źle, i wymiotowała chyba dwa razy. Wiem, nie brzmi to ciekawie ani pozytywnie, ale nie wiedzieliśmy czemu zaczęła krzyczeć i cały czas chwytała moją rękę, ale tylko co chwilę. raz ją puszczała, a za chwilę znów mocno mnie ścisnęła.
- Mitchie, wszystko w porządku? - spytałem po chwili. Czekaliśmy na sali, w której miejsce było tylko na jedno łóżko. Mieliśmy przy najmniej swobodę.
- Co ty tu robisz?! - Odezwała się obrażonym głosem, po czym wręcz odepchnęła moją rękę. Zakryła twarz dłońmi po czym cicho zaczęła płakać.
- Wszystko w porządku? - powtórzyłem pytanie. Byłem zakręcony jak słoik. O co chodzi?
Nie wiedzieć czemu zaczęła wkurzać się na wszystko. Jej oczy były wciąż zaczerwienione i nie mogła na mnie patrzeć, a kiedy już to robiła - zaczęła płakać bardziej. Była to chora sytuacja, ale w ten sposób dowiedziałem się, że dziewczyna straciła pamięć kompletną - ta przy najmniej nazywał to lekarz. Przestraszyłem się na samą myśl.
- Teraz znowu będę musiał wszystko opowiadać od nowa? - myślałem.
No więc nie. Dziewczyna zapomniała prawie kim jest i nie pamiętała swojego imienia. Dopiero po kilku podpowiedziach zdążyła skleić jedno zdanie o sobie. Powiedziała później coś o sobie, aż jej głowa wróciła prawie do poprzedniego stanu. Trwało to chyba 30 minut, a ja nie wiedziałem co mogę powiedzieć, jednak nigdy nie opuściłbym tego pomieszczenia.
- Pamięć wraca, proszę zostawić ją z psychologiem - Oznajmił lekarz po czym wszyscy musieliśmy wyjść i tyle z mojej wizyty. Czekałem na korytarzu nie siadając nawet na moment. Patrzyłem przez okno, ale nic nie widziałem przez ścianę, która dzieliła mnie od Mitchie.
Znów przyszedł lekarz tym razem z kiepskimi wiadomościami.
- Ten moment, kiedy dziewczyna krzyczała i odzywała się w ten sposób oznaczał, że jej mózg cofnął się do dnia wypadku. Wszystko sobie przypomniała i zarazem przed oczami miała coś z dzieciństwa, dlatego emocje były takie różne - powiedział. Już wiem dlaczego tak się odezwała. Ona nadal mnie nienawidzi i będzie nienawidzić nawet gdy jej pamięć wróci i dowie się co się działo przez ten czas.
Nie wiedziałem w tej chwili co mogę jej powiedzieć, gdy wszystko wróci do poprzedniego stanu. Nie wiem jak ją przeprosić. Widziałem ten gniew w jej oczach, gdy potraktowała mnie jak wroga. Odepchnęła moją rękę a ja nawet nie miałem serca się odezwać. Przez chwilę ją miałem, przez chwilę patrzyła na mnie dawnym spojrzeniem.

Jak się później okazało ona straciła pamięć po raz kolejny. Wie kim jestem i jest moją fanką, wie wszystko o swojej rodzinie i samej sobie, ale ciężko ustalić ile ma lat, ponieważ sama tego nie pamięta.
Myślałem, że nie będzie tak źle, że jakoś będę potrafił z nią rozmawiać, ale ona była Belieber. Myślałem, że porozmawiam z nią ta jak zawsze, ale ona widziała we mnie idola. Idola, jakiego ja nie widziałem w nikim. Nie przestawała na mnie patrzeć i płakać co chwila. Chciałem porozmawiać, ale za każdym razem jej oczy były już szkliste.


Wróciliśmy załamani do hotelu podwożąc ją do jej rodzinnego domu. Czułem się najgorzej na świecie. Nawet mama nie potrafiła mnie pocieszyć ani Scooter, który za chwilę wyjedzie z propozycją psychologa. O dobrej wiadomości z tego wszystkiego dowiecie się dopiero niżej.
Nie mogłem spać przez pierwszą noc. Pomyślałem o starym mężczyźnie z parku, do którego wybrałem się i tym razem.
Siedział codziennie na tej samej ławce, o tej samej godzinie i jak zawsze karmił gołębie ciepłą jeszcze bułką z pobliskiej piekarni. Zazdroszczę temu człowiekowi. Nie straty żony, jednak tego spokoju wewnętrznego.
Usiadłem obok niego nie odzywając się ani słowem. Patrzyłem przed siebie, a on wyczuł, że stało się coś gorszego. Opowiedziałem mu w skrócie na czym polega sprawa.
- Co mogę teraz zrobić? - Spytałem na końcu opowiadań - Jak tylko mnie zobaczy to padnie z zachwytu, a przed nią tyle lat życia. Ja nie chcę, żeby coś jej się stało - wyżaliłem się jak najlepszemu przyjacielowi.
- Chłopcze, oboje jesteście młodzi. Potrzebujesz jeszcze czasu - powiedział to co zwykle. Dlaczego ten starzec zawsze powtarzał to o tym czasie? Nie potrzebuję czasu. Potrzebuję jej. 
- Co myślą o tym twoi przyjaciele? - spytał.
- Na początku dzwonili, mówili, że strasznie im przykro. Każdy to mówił, ale rozwaliłem dwa telefony i zostały mi awaryjne, do których numeru nikt nie ma.
- Uciekasz od rozmów z przyjaciółmi. - stwierdził.
- Nie prawda. Po prostu rozwaliłem telefon.
- Żeby nie musieć z nikim więcej się kłócić. Jestem pewien, że zrobiłeś to, bo pomyślałeś, że zaraz zadzwoni ktoś i znów cię zrani, ale oni chcą ci pomóc, uwierz mi - Mówił opanowanym głosem.

I tak wyglądała każda moja rozmowa z nim. Nie próbowałem nawet rozmawiać z rodzicami, a zwłaszcza z tata, który nadal jest na mnie obrażony. Mama mówiłaby zawsze te same rzeczy. Ze światowej gwiazdy, z milionami znajomych stałem się nastolatkiem bez duszy. Tak przy najmniej się czułem, ale jak widać - sam sobie to robię. Nie chcę przyjąć żądnej pomocy od innych, ale czy to taki dziwne, że chcę być sam?
Tak czy siak musiałem porozmawiać ze Scooterem, który już wcześniej mówił, że pomoże mi choćby nie wie co. Bardzo miło z jego strony. Nie wiem czemu chce to zrobić, skoro tak bardzo się pokłóciliśmy, ale może tak jak ja chce wszystko naprawić? Nie wiem.
- Justin! - złapał mnie na jednym z korytarzy. Sam próbowałem wymyślić jakiś plan, ale nie szło mi za dobrze, a dni mijały i mijały. - Mam! - odezwał się niezmiernie szczęśliwy, jednak ja nawet nie uniosłem kącików ust, dopóki nie wiedziałem co to za pomysł. - Lekarz mówił, że jeśli zemdleje, to prawdopodobnie trzeba będzie z nią przyjechać do szpitala. Ale dziewczyna jest pod opieką rodziców, więc nie zemdleje! - mówił.
- To żeś odkrył - pokiwałem głową na nie i chciałem pójść, kiedy on zatrzymał mnie i próbował wytłumaczyć dalej - Justin, jeśli sprawisz, że ona zemdleje, to w szpitalu zmieni się jej stan zdrowia!
- Jesteś popierdolony - Jeszcze bardziej się oburzyłem, ale jak później się okazało, to wcale nie był najgorszy pomysł. Nic złego się nie stanie, ponieważ omdlenie ma pomóc w ich badaniach. Do ROBOTY BIEBER! - pomyślałem.

Zbuntowany wsiadłem do swojego auta razem z dwoma ochroniarzami na wszelki wypadek. Jadę do niej do domu, i wiem, że nie będzie łatwo z jej tatą. Zabrałem wszystko co potrzebne, czyli zwykłe pudełko, które było pretekstem, żebym mógł spotkać się z Mitchie. Udam, że muszę jej to dać, bo jest to bardzo ważne, a tak naprawdę w środku będą ciastka, bo tylko to znalazłem na stole.
Nikt za bardzo nie popierał naszego pomysłu i wręcz naciskali co chwilę, żebyśmy nie robili nic głupiego, jednak ja zrobię wszystko(WSZYSTKO!) co mogę, żeby odzyskać kogoś, kogo kocham. Może mnie później zabić, albo zostawić czy znienawidzić. Chcę tylko móc przeprosić ją taką jaka była. Móc przeprosić odpowiednią dziewczynę.
Tak wiele działo się w mojej głowie. Menager pytał nie raz co zamierzam zrobić, żeby ona poczuła się słabiej, jednak ja sam nie znałem odpowiedzi na to pytanie. Koszmarnie brzmi tekst "żeby poczuła się słabiej" ale cóż.
Co do mojej kariery, to wszystko na ten czas zatrzymało się całkowicie, jednak wiem, że paparazzi nie śpi, a ludzie wymyślają coraz więcej plotek każdego dnia. Czy się przejmuję? Ani trochę, bo wiem, że jak wszystko wróci do normy, to będę mógł nadal cieszyć się życiem. Będę tworzył muzykę, występował i nadal ją kochał, a ludzie w końcu zapomną o sprawie.

Serce zadrżało mi, kiedy stanąłem przed domem Allenów. Poprawiłem włosy i do dzieła. Scooter i ochroniarze zostali w aucie na wszelki wypadek, a ja pełen obaw ruszyłem przed siebie.
Zapukałem jak ciota i z nadzieją czekałem, że otworzy jej siostra lub mama. Oczywiście na moje nieszczęście otworzyła głowa rodziny, czyli tatusiek, którego wyraz twarzy pieklił się na sam mój widok.
- Czego tu szukasz? - Odezwał się donośnym głosem.
- Muszę się z nią zobaczyć.
- Chyba oszalałeś - wyśmiał mnie próbując zamknąć drzwi tuż przed moim nosem, jednak w odpowiednim momencie wsunąłem nogę pomiędzy, i jeszcze na chwilę go zatrzymałem.
- Nie wiem za co mnie pan tak nienawidzi, ale proszę mi uwierzyć, że to jest ważna rozmowa.
- Ona cię nawet nie pamięta a ja staram się, żeby cię nie poznała, rozumiesz? - Trzasnął drzwiami i tym razem mu się udało. Przecież nie wtargnę do jego domu. Wycofałem się siadając na ogrzanych przez słońce schodach.
Wybawiła mnie Wendy, która będąc w swoim pokoju wpuściła mnie innym wejściem. Przeniknąłem do pokoju Mitchie i po cichym zapukaniu po prostu uchyliłem drzwi.
Nie mogłem przestać się uśmiechać gdy tylko zobaczyłem, że jej twarz odwróciła się w moją stronę. Zerwała się z łóżka zakrywając twarz dłońmi z zachwytu.
- Justin Bieber!! - Powiedziała głośniej, po czym prosiłem, żeby zachowywała się ciszej, bo mogę zaraz zniknąć, więc od razu ściszyła ton głosu. Zadawała mnóstwo pytań, a ja nie mogłem się na nią napatrzeć, dlatego nie odpowiedziałem na żadne z nich. Zaczęła znów płakać, więc przytuliłem ją do siebie. Pachniała sobą, jednak jej charakter nijak jej nie oddawał.
Zdążyła w pokoju zrobić przemeblowanie i powiesić plakaty. Dziesiątki, setki plakatów ze mną. Wszystko było fioletowe i jasno brązowe od moich włosów.
- Nie wiedziałam, że jeszcze kiedyś cię spotkam. Nie mogę się otrząsnąć po tym jak byłeś w szpitalu, a teraz jesteś w moim pokoju. Uszczypnij mnie bo zemdleję - Dodała zamykając załkane już oczy.
Gdyby nie to ostatnie zdanie nie wpadłbym na ten pomysł. Skoro z sarkazmem zemdlałaby gdybym ją uszczypnął, to co jeśli ją pocałuję? - Nie zastanawiałem się, tylko zrobiłem to. Uśmiechnąłem się podchodząc do niej szybko, żeby niczego się nie spodziewała. Pocałowałem ją, jednak nie czułem wzajemności. Pewnie umysłem ma teraz 15 lat, więc nie ma się co dziwić. Ja jednak poczułem się wspaniale i tak jak myślałem dziewczyna zemdlała. Nie wiedziałem co robić, ale ostatecznie zdążyłem ją złapać. Wychodząc z drzwi natknąłem się jeszcze na matkę Mitchie. Pomyślałem "Koniec stary, teraz jej rodzice cię zabiją" ale ku mojemu zdziwieniu usłyszałem ze strony kobiety "Myślałam, że już nigdy nie wpadniecie na ten pomysł. Szybko, do szpitala!" wskazała mi drogę do drzwi i po raz kolejny udało mi się ominąć tego starego pryka, który zabiłby mnie gdyby tylko widział ją na moich rękach i w ogóle mnie na jego posiadłości. Dotrwaliśmy do szpitala.

______________

PRZEPRASZAM ZA 1 DZIEŃ SPÓŹNIENIA.
liczę na wasze komentarze, dzieki :* 


6 komentarzy:

  1. *.* BRAK SŁÓW! To jest wspaniałe! <3 <3 <3 ♥ :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Jezu nie mogę się doczekać następnego

    OdpowiedzUsuń
  3. Oby było już wszystko jak dawniej

    OdpowiedzUsuń
  4. chujowe. :) beznadziejnie dobrane słowa, pisane przez przedszkolaka, gratulacje.

    OdpowiedzUsuń