________________
Biegłam w mniej widocznych dla ludzi miejscach, żeby za bardzo nie wyróżniać się swoim wyglądem. Wiem, że to niezła przesada, żeby móc wstydzić się tego jak się wygląda, ale nie mam innego wyjścia. Dopóki nie stracę na wadze, będę wstydzić się wychodzić gdziekolwiek. W mojej głowie chudłam z chwili na chwilę, ale rzeczywistość była zupełnie inna. Myślałam, że kilka dni biegów pozwolą mi stracić na wadze, ale myliłam się jak cholera! Biegałam co raz częściej i więcej, a zakwasy dawały się we znaki. Nie mogłam chodzić ani się ruszać. Nawet wstawanie z łóżka było ciężką czynnością. Mama śmiała się ze mnie za każdym razem, kiedy tylko wychodziłam ze swojego pokoju, ale to chyba nawet dobrze. Myślę, że mama w końcu zrozumie jak bardzo zależy mi na tym, żeby pojechać na koncert. Tłumaczyłam jej to dość wiele razy z nadzieją, że kiedyś powie " popieram cię w tym co robisz " ale nie.. słyszałam tylko " Jesteś naiwna. Twój Justin nawet nie zwróci na ciebie uwagi ". Z jej ust brzmiało to okropnie, tym bardziej, że mówi to moja mama. Nie twierdzę, że powinna zgadzać się we wszystkim, ale mogłaby przy najmniej patrzeć na to z innej strony. Czy ona nie miała nigdy marzeń? Nawet nie wie jak bardzo bolą słowa kogoś, na kim mi zależy. Dobrze, że ojciec pracuje całymi dniami, i nie widzę jego naburmuszonej twarzy. Nie jestem wtedy zmuszona wysłuchiwać tego, co tak naprawdę mam gdzieś, choć pewnie gdyby mógł, to również jakoś by to komentował.
Wieczory spędzałam oczywiście w internecie, przeszukując wirtualny świat z nadzieją, że znajdę coś ciekawego na temat diety, co szczególnie przykuje moją uwagę. Każdy pisał, że ruch i ćwiczenia sprawią, że będzie tylko lepiej, ale moja psychika na to nie pozwala i chce czegoś jeszcze. Znalazłam kilka diet, które zalecają ludzie, ale nie mam 100-u procentowej pewności, że to pomoże. Wybrałam się do dietetyka, jakiego zaleciła moja mama. Minęły 3 dni, zanim zdecydowałam się pójść. Było strasznie ciepło - w sumie nic dziwnego, skoro są wakacje - i było dość wcześnie, więc nie traciłam ani chwili. Odkąd biegałam ostatni raz, minęło kilkanaście godzin a odkąd ostatni raz widziałam na oczy tajemniczą dziewczynę, minęło o wiele więcej czasu. Myślałam że mnie polubiła choć po części i mówiąc ' do zobaczenia ' chciała jeszcze kiedyś się spotkać, ale kiedy codziennie biegałam po parku, nawet nie miała zamiaru się pokazać. Często przebiegałam koło jej domu, i czasem mijałam ludzi, którzy jak się wydaje są jej rodziną, ale nie miałam śmiałości o nią zapytać. Było mi po prostu głupio, bo jak na taki charakter dziewczyny, to trochę dziwne, że taka dziewczyna jak ja pyta o nią. Ja i ona to dwa różne światy, ale jej świat strasznie mnie ciekawi. Chciałabym poznać ją bardziej. Jechałam rowerem do ośrodka, w którym jestem umówiona z dietetyczką. Było tak strasznie ciepło, że nie zauważyłam przechodnia. Mocno zahamowałam, co sprawiło, że razem z nieznajomym poleciałam na ziemię. Myślałam, że wybuchnę śmiechem, ale on był wyraźnie niezadowolony, więc ostatecznie wstrzymałam chichot.
- Jak jedziesz! Droga rowerowa jest z drugiej strony!! - Chłopak wstał i trzymał się za głowę.
- Serio? - Pokazałam wzrokiem na chodnik, na którym się znajdowaliśmy. Jechałam dobrze, tylko on nie zauważył, że idzie drogą dla rowerzystów. Zrobiło mu się trochę głupio, ale próbował ignorować fakt, że nie miał racji.
- Nic ci się nie stało? - zmienił temat podnosząc mój rower.
- Wszystko okej, a z tobą?
- Mam nadzieję że to zejdzie z mojej głowy - wskazał na lekko zakrwawione czoło. Na sam widok krwi trochę mnie zemdliło, i zrobiłam nieco dziwną minę.
Okazało się, że chłopak którego potrąciłam, to ten sam chłopak, który kilka dni temu kłócił się straszliwie z tą.. jak jej tam.. cholera, zapomniałam jej imienia. W każdym razie się z nią kłócił.
Sam nie mógł uwierzyć, że ja to ta z parku i często dopytywał co robiłam potem z tą dziewczyną.
Bardzo wyraźnie było widać, że się o nią troszczył i długo nie miał z nią kontaktu.
- Czy Loren jeszcze tego dnia wspominała coś o mnie? - Najechał delikatnie na temat, przy okazji przypominając mi imię nowo poznanej. Odpowiedziałam grzecznie, że nic nie mówiła, ale nie wspomniałam o tym jak się czuła. Widziałam jej twarz, która na pewno nie mówiła " wszystko w porządku " a raczej " proszę, pomóż mi ", ale kim ja jestem, by mieszać się w ich sprawy?
Tym razem chłopak odprowadził mnie pod budynek, do którego zmierzałam. Było trochę niezręcznie więc musiałam udawać, że co chwila poprawiam ubrania. Nie ma chyba nic gorszego niż fakt, że stoisz przed przystojnym chłopakiem, i nie wiesz co powiedzieć ani jak się ruszyć.
- Więc.. - zaczął nieśmiało szatyn - Jestem Brad - Uśmiechnął się. Nie był chyba aż taki zły, jak reagowała na niego Loren. Nie wydawał się być nie miły. Był raczej w stylu chłopaka, który traktuje dziewczyny jak księżniczki i jest szarmancki i dobrze wie co robić gdy są nudy. Inaczej mówiąc.. on jest jak Justin! Nie, jednak nie. Justin jest bardziej czarujący. Nie znam go osobiście a wiem o nim więcej niż o sobie. Przecież ja nawet nie wiem o której godzinie się urodziłam! ani nie wiem ile ważyłam i...
o czym ja teraz myślę?
- Jestem Mitchie - odwzajemniłam uśmiech, pożegnałam się z chłopakiem, a na koniec spytał mnie o mój numer. Całe szczęście, że znam go na pamięć, bo gdybym wyciągnęła mój telefon, Brad od razu by mnie wyśmiał. Wszyscy mają tak super telefony jakie tylko sobie wymarzą, a ja? mam najgorszy telefon jaki można jeszcze sprzedawać. Nie jest nawet dotykowy! Dziwne, że dziewczyna w parku nie zareagowała na niego śmiechem, kiedy przy okazji zobaczyła, że słucham Justina. To nie dlatego, ze nie mam pieniędzy, tylko dlatego, że pewnego razu mój biedny telefon miał bliskie spotkanie z moją siostrą, a ona już dobrze się nim zajęła. Nie minęło 10 minut, kiedy mój telefon pływał w ściekach. Naprawdę nie wiem dlaczego to zrobiła i nigdy o to nie pytałam.
Pożegnałam się z chłopakiem i ruszyłam do kobiety, która i tak wystarczająco długo na mnie czekała. Zapukałam do jej drzwi, ale ona mniej grzecznie zaprosiła mnie do środka. Dobrze, że znam ją osobiście, ponieważ udało mi się już nie raz odwiedzić to miejsce.
- Spóźniona. Jak zwykle panno Mitchie. - Chwyciła teczkę w rękę zapraszając mnie do środka. Nie tłumaczyłam nic dalej, tylko przystępowałam do badań. - Proszę się rozebrać - kontynuowała. Nie chciałam tego robić przed nikim. Nawet przed sobą ciężko mi odkrywać poszczególne partie ciała.
- W cale nie chcę tego robić.
- Kochana będę udzierać się z tobą przy tym co spotkanie? Masz się rozebrać i w tej chwili wejść na wagę.
- Dlaczego nie mogę zrobić tego w ubraniach? - trzymałam na swoim. Moje ciało nie jest do pokazu, i nie będę robić tego, co chce ta baba, choćby nie wiem jak bardzo była ważna.
- Kieruję tym jak dorastasz i muszę mieć wszystko opisane.
- Tak? w takim razie proszę coś sobie zapisać. Nie rozbiorę się! - zawiesiłam ręce na piersi. Kobieta zamknęła drzwi na klucz i wskazała na miejsce zakryte firanką. Miała nadzieję, że teraz kiedy mam pewność, że nikt nie wejdzie i nikt mnie nie widzi, to zrobię to o co mnie prosi.
- Naprawdę nie chcę tego robić. - Przykryłam twarz dłonią i próbowałam nie płakać.
- Ja nic ci nie zrobię. - Chciała podejść do mnie od strony psychologa. Podeszła i położyła rękę na moim ramieniu. Myślała, że wypłaczę się do jej ramienia? nic z tego. Wybiegłam z pieprzonego gabinetu, potem błądząc po korytarzu, szukałam głównego wyjścia z budynku. Byłam na zewnątrz i po prostu zaczęłam biec. Zostawiłam swój rower i zaciskając usta biegłam przed siebie. Do uszu wcisnęłam słuchawki, puszczając w tle Justina. Płakałam do piosenki ' Be alright ' ale nie przestawałam biec. Pociłam się, ale biegłam. Moje serce powoli zaczynało się męczyć i walić jak szalone. Zaczęłam dusić się ze zmęczenia, ale obiecałam sobie, że nie przestanę, bo wiem, że dam radę. Pokłóciłam się sama ze sobą i ze swoimi myślami.
- W dupie mam to zmęczenie. Będę biec i tak. - powtarzałam w myślach.
Dobiegłam do swojego domu i nie zważając uwagę na nikogo, po prostu pobiegłam do pokoju. Zamknęłam drzwi i zsunęłam się po nich w dół. Mama na sam widok tego, że płaczę, próbowała porozmawiać ze mną kiedy jeszcze byłam na korytarzu, ale nie chciałam tego robić.
- Jestem chorobliwie głupia i przewrażliwiona. Kogo ja oszukuję, skoro nawet boję się rozebrać? - Mówiłam sama do siebie, ale wiedziałam, że za drzwiami jest mama. Pewnie opiera się o drzwi i nie wie czy zapukać. Chce wejść i zacząć rozmawiać, ale nie wie jak zacząć i jak mnie pocieszyć. W głowie ma pełno myśli o tym, jak to złą jest matką, aż w końcu .... poddaje się.
Usłyszałam kroki odchodzenia od drzwi. Nie myliłam się. Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś odważy się przyjść i powiedzieć mi to, co dusi od tak długiego czasu.
Wszystko wzięło się w garść, kilka dni potem, kiedy udało mi się 'wynormalnieć'. Zdobyłam się na odwagę, by razem z mamą pojechać na badania.
* podczas jazdy samochodem
* podczas obiadów
* podczas wspólnego czasu w domu.. nie udało mi się znaleźć z nią języka porozumienia. Jedyne słowa, które do mnie wypowiada, to te, które mówi się ludziom, kiedy ktoś je, idzie spać, lub kicha.
Byłam już przygotowana na badania i zabrałam ze sobą mamę. Chciałam, żeby widziała, że może być ze mnie dumna. Do koncertu Justina w Bostonie zostało 40 dni. 40 najcięższych dni życia.
- Czyli mogę liczyć na to, że tym razem podejmiesz się chociaż próby, prawda? - Powiedziała miło dietetyczka.
- Oczywiście. Przepraszam za wtedy. Moja psychika nie była odpowiednio przygotowana, ale już jestem gotowa - odparłam z uśmiechem. Rozebrałam się do takiego stanu, żeby móc stanąć na ogromnej wadze. Mama i ta kobieta widziały moje pocięte ręce i nogi, ale nie komentowały mojego zachowania. Kiedy pojedziemy do domu, mama powie, że mam tego nie robi i tyle.
- Wszystko idzie po dobrej myśli. Stań jeszcze do miary i wszystko będzie gotowe. - powiedziała dość miło. Wykonałam jej polecenia i po chwili naprawdę było już koniec. Ubrałam się tak szybko jak się da i czekałam na wyniki.
- Idzie ci bardzo dobrze. Mam dla ciebie nową dietę i muszę powiedzieć, że jestem z ciebie dumna dziewczyno. Ty naprawdę masz niezłe plany, skoro aż tak się starasz.
- Chce pojechać na koncert Biebera. Nie raz mówiliśmy jej z mężem, że to głupie, bo i tak zostaną jej tylko wspomnienia, ale ona uparła się na tego chłopaka jak nienorm..
- Mamo. - Wtrąciłam. Nie chciałam by kończyła tego zdania, bo sam jego początek zdążył mnie już zranić. - To, że ty go nie lubisz i nie słuchasz jego muzyki, nie znaczy że ja nie będę tego robić. Chcę jechać dla własnej satysfakcji, ponieważ kocham jego muzykę. - nie wspomniałam o innych uczuciach, jakie mnie wiążą do piosenkarza, bo to byłoby dla niej dobrym powodem do wyśmiania nie.
- Uważam, że to świetny pomysł. Mam nadzieję, że podołasz - po raz kolejny na twarzy kobieta pętlił się uśmiech, który był tak miły, że zaraz potem robiłam to samo, a przecież tak rzadko w ogóle się uśmiecham! nie sądziłam, że słowa od nieznajomej potrafią mnie ucieszyć.
Nie zwracałam już na uwagi mamy, tylko kierowałam się tym, co powiedziała dietetyczka. Jej rady wzięłam głęboko do siebie, a jej dietę przeznaczoną dla mnie, wzięłam podwójnie poważnie. Zaczęłam ją stosować codziennie. Codziennie starałam stawać na wadze i uśmiechać się sama do siebie, mimo, że nie jest to tak łatwe jak myślałam, ale wszystko idzie na dobrej drodze.
Pogodziłam się z tym, że dwa dni nie uczynią mnie super modelki.
_____________________________________
Okej, wiem, że nie ma takiego słowa jak ' pętlił ' ale strasznie je polubiłam i myślę, że trafi (przy najmniej do mojego) słownika :D
Wieczory spędzałam oczywiście w internecie, przeszukując wirtualny świat z nadzieją, że znajdę coś ciekawego na temat diety, co szczególnie przykuje moją uwagę. Każdy pisał, że ruch i ćwiczenia sprawią, że będzie tylko lepiej, ale moja psychika na to nie pozwala i chce czegoś jeszcze. Znalazłam kilka diet, które zalecają ludzie, ale nie mam 100-u procentowej pewności, że to pomoże. Wybrałam się do dietetyka, jakiego zaleciła moja mama. Minęły 3 dni, zanim zdecydowałam się pójść. Było strasznie ciepło - w sumie nic dziwnego, skoro są wakacje - i było dość wcześnie, więc nie traciłam ani chwili. Odkąd biegałam ostatni raz, minęło kilkanaście godzin a odkąd ostatni raz widziałam na oczy tajemniczą dziewczynę, minęło o wiele więcej czasu. Myślałam że mnie polubiła choć po części i mówiąc ' do zobaczenia ' chciała jeszcze kiedyś się spotkać, ale kiedy codziennie biegałam po parku, nawet nie miała zamiaru się pokazać. Często przebiegałam koło jej domu, i czasem mijałam ludzi, którzy jak się wydaje są jej rodziną, ale nie miałam śmiałości o nią zapytać. Było mi po prostu głupio, bo jak na taki charakter dziewczyny, to trochę dziwne, że taka dziewczyna jak ja pyta o nią. Ja i ona to dwa różne światy, ale jej świat strasznie mnie ciekawi. Chciałabym poznać ją bardziej. Jechałam rowerem do ośrodka, w którym jestem umówiona z dietetyczką. Było tak strasznie ciepło, że nie zauważyłam przechodnia. Mocno zahamowałam, co sprawiło, że razem z nieznajomym poleciałam na ziemię. Myślałam, że wybuchnę śmiechem, ale on był wyraźnie niezadowolony, więc ostatecznie wstrzymałam chichot.
- Jak jedziesz! Droga rowerowa jest z drugiej strony!! - Chłopak wstał i trzymał się za głowę.
- Serio? - Pokazałam wzrokiem na chodnik, na którym się znajdowaliśmy. Jechałam dobrze, tylko on nie zauważył, że idzie drogą dla rowerzystów. Zrobiło mu się trochę głupio, ale próbował ignorować fakt, że nie miał racji.
- Nic ci się nie stało? - zmienił temat podnosząc mój rower.
- Wszystko okej, a z tobą?
- Mam nadzieję że to zejdzie z mojej głowy - wskazał na lekko zakrwawione czoło. Na sam widok krwi trochę mnie zemdliło, i zrobiłam nieco dziwną minę.
Okazało się, że chłopak którego potrąciłam, to ten sam chłopak, który kilka dni temu kłócił się straszliwie z tą.. jak jej tam.. cholera, zapomniałam jej imienia. W każdym razie się z nią kłócił.
Sam nie mógł uwierzyć, że ja to ta z parku i często dopytywał co robiłam potem z tą dziewczyną.
Bardzo wyraźnie było widać, że się o nią troszczył i długo nie miał z nią kontaktu.
- Czy Loren jeszcze tego dnia wspominała coś o mnie? - Najechał delikatnie na temat, przy okazji przypominając mi imię nowo poznanej. Odpowiedziałam grzecznie, że nic nie mówiła, ale nie wspomniałam o tym jak się czuła. Widziałam jej twarz, która na pewno nie mówiła " wszystko w porządku " a raczej " proszę, pomóż mi ", ale kim ja jestem, by mieszać się w ich sprawy?
Tym razem chłopak odprowadził mnie pod budynek, do którego zmierzałam. Było trochę niezręcznie więc musiałam udawać, że co chwila poprawiam ubrania. Nie ma chyba nic gorszego niż fakt, że stoisz przed przystojnym chłopakiem, i nie wiesz co powiedzieć ani jak się ruszyć.
- Więc.. - zaczął nieśmiało szatyn - Jestem Brad - Uśmiechnął się. Nie był chyba aż taki zły, jak reagowała na niego Loren. Nie wydawał się być nie miły. Był raczej w stylu chłopaka, który traktuje dziewczyny jak księżniczki i jest szarmancki i dobrze wie co robić gdy są nudy. Inaczej mówiąc.. on jest jak Justin! Nie, jednak nie. Justin jest bardziej czarujący. Nie znam go osobiście a wiem o nim więcej niż o sobie. Przecież ja nawet nie wiem o której godzinie się urodziłam! ani nie wiem ile ważyłam i...
o czym ja teraz myślę?
- Jestem Mitchie - odwzajemniłam uśmiech, pożegnałam się z chłopakiem, a na koniec spytał mnie o mój numer. Całe szczęście, że znam go na pamięć, bo gdybym wyciągnęła mój telefon, Brad od razu by mnie wyśmiał. Wszyscy mają tak super telefony jakie tylko sobie wymarzą, a ja? mam najgorszy telefon jaki można jeszcze sprzedawać. Nie jest nawet dotykowy! Dziwne, że dziewczyna w parku nie zareagowała na niego śmiechem, kiedy przy okazji zobaczyła, że słucham Justina. To nie dlatego, ze nie mam pieniędzy, tylko dlatego, że pewnego razu mój biedny telefon miał bliskie spotkanie z moją siostrą, a ona już dobrze się nim zajęła. Nie minęło 10 minut, kiedy mój telefon pływał w ściekach. Naprawdę nie wiem dlaczego to zrobiła i nigdy o to nie pytałam.
Pożegnałam się z chłopakiem i ruszyłam do kobiety, która i tak wystarczająco długo na mnie czekała. Zapukałam do jej drzwi, ale ona mniej grzecznie zaprosiła mnie do środka. Dobrze, że znam ją osobiście, ponieważ udało mi się już nie raz odwiedzić to miejsce.
- Spóźniona. Jak zwykle panno Mitchie. - Chwyciła teczkę w rękę zapraszając mnie do środka. Nie tłumaczyłam nic dalej, tylko przystępowałam do badań. - Proszę się rozebrać - kontynuowała. Nie chciałam tego robić przed nikim. Nawet przed sobą ciężko mi odkrywać poszczególne partie ciała.
- W cale nie chcę tego robić.
- Kochana będę udzierać się z tobą przy tym co spotkanie? Masz się rozebrać i w tej chwili wejść na wagę.
- Dlaczego nie mogę zrobić tego w ubraniach? - trzymałam na swoim. Moje ciało nie jest do pokazu, i nie będę robić tego, co chce ta baba, choćby nie wiem jak bardzo była ważna.
- Kieruję tym jak dorastasz i muszę mieć wszystko opisane.
- Tak? w takim razie proszę coś sobie zapisać. Nie rozbiorę się! - zawiesiłam ręce na piersi. Kobieta zamknęła drzwi na klucz i wskazała na miejsce zakryte firanką. Miała nadzieję, że teraz kiedy mam pewność, że nikt nie wejdzie i nikt mnie nie widzi, to zrobię to o co mnie prosi.
- Naprawdę nie chcę tego robić. - Przykryłam twarz dłonią i próbowałam nie płakać.
- Ja nic ci nie zrobię. - Chciała podejść do mnie od strony psychologa. Podeszła i położyła rękę na moim ramieniu. Myślała, że wypłaczę się do jej ramienia? nic z tego. Wybiegłam z pieprzonego gabinetu, potem błądząc po korytarzu, szukałam głównego wyjścia z budynku. Byłam na zewnątrz i po prostu zaczęłam biec. Zostawiłam swój rower i zaciskając usta biegłam przed siebie. Do uszu wcisnęłam słuchawki, puszczając w tle Justina. Płakałam do piosenki ' Be alright ' ale nie przestawałam biec. Pociłam się, ale biegłam. Moje serce powoli zaczynało się męczyć i walić jak szalone. Zaczęłam dusić się ze zmęczenia, ale obiecałam sobie, że nie przestanę, bo wiem, że dam radę. Pokłóciłam się sama ze sobą i ze swoimi myślami.
- W dupie mam to zmęczenie. Będę biec i tak. - powtarzałam w myślach.
Dobiegłam do swojego domu i nie zważając uwagę na nikogo, po prostu pobiegłam do pokoju. Zamknęłam drzwi i zsunęłam się po nich w dół. Mama na sam widok tego, że płaczę, próbowała porozmawiać ze mną kiedy jeszcze byłam na korytarzu, ale nie chciałam tego robić.
- Jestem chorobliwie głupia i przewrażliwiona. Kogo ja oszukuję, skoro nawet boję się rozebrać? - Mówiłam sama do siebie, ale wiedziałam, że za drzwiami jest mama. Pewnie opiera się o drzwi i nie wie czy zapukać. Chce wejść i zacząć rozmawiać, ale nie wie jak zacząć i jak mnie pocieszyć. W głowie ma pełno myśli o tym, jak to złą jest matką, aż w końcu .... poddaje się.
Usłyszałam kroki odchodzenia od drzwi. Nie myliłam się. Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś odważy się przyjść i powiedzieć mi to, co dusi od tak długiego czasu.
Wszystko wzięło się w garść, kilka dni potem, kiedy udało mi się 'wynormalnieć'. Zdobyłam się na odwagę, by razem z mamą pojechać na badania.
* podczas jazdy samochodem
* podczas obiadów
* podczas wspólnego czasu w domu.. nie udało mi się znaleźć z nią języka porozumienia. Jedyne słowa, które do mnie wypowiada, to te, które mówi się ludziom, kiedy ktoś je, idzie spać, lub kicha.
Byłam już przygotowana na badania i zabrałam ze sobą mamę. Chciałam, żeby widziała, że może być ze mnie dumna. Do koncertu Justina w Bostonie zostało 40 dni. 40 najcięższych dni życia.
- Czyli mogę liczyć na to, że tym razem podejmiesz się chociaż próby, prawda? - Powiedziała miło dietetyczka.
- Oczywiście. Przepraszam za wtedy. Moja psychika nie była odpowiednio przygotowana, ale już jestem gotowa - odparłam z uśmiechem. Rozebrałam się do takiego stanu, żeby móc stanąć na ogromnej wadze. Mama i ta kobieta widziały moje pocięte ręce i nogi, ale nie komentowały mojego zachowania. Kiedy pojedziemy do domu, mama powie, że mam tego nie robi i tyle.
- Wszystko idzie po dobrej myśli. Stań jeszcze do miary i wszystko będzie gotowe. - powiedziała dość miło. Wykonałam jej polecenia i po chwili naprawdę było już koniec. Ubrałam się tak szybko jak się da i czekałam na wyniki.
- Idzie ci bardzo dobrze. Mam dla ciebie nową dietę i muszę powiedzieć, że jestem z ciebie dumna dziewczyno. Ty naprawdę masz niezłe plany, skoro aż tak się starasz.
- Chce pojechać na koncert Biebera. Nie raz mówiliśmy jej z mężem, że to głupie, bo i tak zostaną jej tylko wspomnienia, ale ona uparła się na tego chłopaka jak nienorm..
- Mamo. - Wtrąciłam. Nie chciałam by kończyła tego zdania, bo sam jego początek zdążył mnie już zranić. - To, że ty go nie lubisz i nie słuchasz jego muzyki, nie znaczy że ja nie będę tego robić. Chcę jechać dla własnej satysfakcji, ponieważ kocham jego muzykę. - nie wspomniałam o innych uczuciach, jakie mnie wiążą do piosenkarza, bo to byłoby dla niej dobrym powodem do wyśmiania nie.
- Uważam, że to świetny pomysł. Mam nadzieję, że podołasz - po raz kolejny na twarzy kobieta pętlił się uśmiech, który był tak miły, że zaraz potem robiłam to samo, a przecież tak rzadko w ogóle się uśmiecham! nie sądziłam, że słowa od nieznajomej potrafią mnie ucieszyć.
Nie zwracałam już na uwagi mamy, tylko kierowałam się tym, co powiedziała dietetyczka. Jej rady wzięłam głęboko do siebie, a jej dietę przeznaczoną dla mnie, wzięłam podwójnie poważnie. Zaczęłam ją stosować codziennie. Codziennie starałam stawać na wadze i uśmiechać się sama do siebie, mimo, że nie jest to tak łatwe jak myślałam, ale wszystko idzie na dobrej drodze.
Pogodziłam się z tym, że dwa dni nie uczynią mnie super modelki.
_____________________________________
Okej, wiem, że nie ma takiego słowa jak ' pętlił ' ale strasznie je polubiłam i myślę, że trafi (przy najmniej do mojego) słownika :D
megaaaaa *____*
OdpowiedzUsuńCzekam na nexta ^^
OdpowiedzUsuńAMAZING ♥ :*****
OdpowiedzUsuńo kurwa *-* kofffam <3
OdpowiedzUsuńto slodkie gdy Mitchie rozmawiala z Bradeem, jezuu
OdpowiedzUsuńczy tylko mi wydawalo sie jkaby to byl Justin ? <333